Dzień 26. Nie ma, nie ma....

Zaczęło się wczoraj. Najpierw coś huknęło. Potem było słychać krzyki od strony ulicy. Gdy wszystko ucichło, zniknęła woda. Ponieważ dziś niedziela, co oznacza zamknięte sklepy, gdy tylko dotarło do nas, że kran jest suchy - delegacja popędziła do sklepu nabyć baniaczek wypełniony wiązaniem dwóch wodorów i tlenu.
Niedzielny poranek powitał nas wciąż suchym kranem. Na szczęście baniaczek wody pitnej jest... a do porządkowania spraw fizjologicznych przyniesiona została woda w wiaderku z ogrodowego basenu.
Tuż po śniadaniu poinformowaliśmy Ramona o sytuacji, a ten zareagował błyskawicznie. Okazało się, że problem jest poważniejszy niż "może ktoś zakręcił zawór". Sytuacja nosi tytuł "w budynku obok jest awaria, woda odcięta dla całego kondominium". Jeśli dodamy do tego niedzielę, jasnym jest, że wody z kranu nie zobaczymy przez dłuższy czas...
Nasz gospodarz (cudownie!) uratował nas kluczami do innego mieszkania. Tam też dokonaliśmy ablucji, sprawiając sobie szczególną przyjemność posiadania czystych ciał, po niedzielnych treningach rowerowo-biegowych.
Czekamy grzecznie na naprawę awarii. Czekają również naczynia w zmywarce oraz ubrania w koszu z rzeczami do prania.


0 komentarze:

Prześlij komentarz

*