Dzień 87. Castillo de Dénia

Plan zakładał, że dostosujemy się do aury.
Prognozy podawały, że ma być lekki deszcz popołudniu.
Rano powitało nas błękitne niebo z lekką chmurką...
Niestety o godzinie, którą sobie wyznaczyliśmy na czas zbiórki, zaczęło padać.
Zrobiło się szaro. Wiał wiatr.
Dla tych, którzy w Denii spędzają kolejny dzień, był to powód do - jak to określili ci-co-świeżo-z-Polski-przybyli - cieniowania.
Tak. Widok mżawki powstrzymał nas w domu na dwie godziny... Ale później trzeba było ruszyć, bo chmury nie zapowiadały szczególnej poprawy pogody... Na szczęście deszcz pojawiał się tylko co jakiś czas i w niewielkiej ilości. Nieco więcej było wiatru... A ten swoją siłą przegnał nieco chmury i nawet wyjrzało miłe słońce.
Dość, że zamiast na wyprawę w góry, ruszyliśmy do miasteczka.
Przeszliśmy kilkoma uliczkami i dotarliśmy do tego-co-pozostało-z-zamku.
Tam zwiedziliśmy to, co było dostępne (muzeum ma przerwę na sjestę, więc gdyby ktoś miał chęć zwiedzania, to niech przybywa przed 13 lub po 15).
Najlepszą część stanowił fragment terenu ukryty nieco za główną trasą... Widać już rozpoczęte prace porządkowe... Ale wciąż można poruszać się lekko osypującymi się trawersami, kluczyć między krzakami granatów... Tam klimat lekko jak z tajemniczego ogrodu zanim Mary do niego trafiła...
 
Później jeszcze spacer uliczkami oraz przejście pod zamkowym wzgórzem.
...aby dotrzeć do portu i zobaczyć wpłynięcie największej z obecnych tu Balearii.


0 komentarze:

Prześlij komentarz

*