Dzień 67. Królowie trzej

Dzień w którym niektórzy świętują historię podróży trzech władców. Można rzec, że ja takie święto mam na co dzień. Trzech królów we własnej zagrodzie, a zagroda jak kamper, w ciągłej podróży.
W Hiszpanii dzień 3K jest ważny. To moment gdy rozdaje się upominki oraz świętuje w gronie rodziny i znajomych.
Jedna z form świętowania to konsumpcja deserów.  Są puddingi z wizerunkami trzech króli. Lizaki. Czekolady. Marcepany... czego tylko dusza zapragnie.
W gazetce międzynarodowej sieci sklepów widziałam kilka wersji ciasta, określanego mianem 'tradycyjne'. Pobieżna orientacja w zakresie ciast-trój-królewskich zachęca mnie do wyrażenia zdania, że można nabyć modele o różnych smakach. Z czego mi najkorzystniej brzmiała wersja "z tym białym czymś w środku, bo może to smak śmietankowy".

Tymczasem wczoraj moi prywatni trzej królowie, nabyli drogą kupna jedno z ciast... twierdząc, że model był jeden, bez opcji wyboru smaku nadzienia.
Jak ciasto prezentowało się w opakowaniu ukazałam we wczorajszej notatce. Dziś prezentuję ciasto po rozpakowaniu oraz na etapie rozdzielania pierwszych porcji. Et voila:
 
Uroku dodaje złoty tekturowy talerz. Serioznie. Gdyż albowiem tak poza tym błyskiem zwiastującym luksus, to ciasto nie będzie na liście moich the-best-of.

Co czułam w trakcie konsumpcji:
- ciasto to zasadniczo buła, niekoniecznie nawet świeża, niekoniecznie wilgotna, niekoniecznie rozpływająca się w ustach;
- powleczona słodkim czymś, co pewnie mogłoby być lukrem, tyle że nim nie jest;
- posypana czymś białym, czego nie zidentyfikowałam oraz płatkami migdałów, uprażonych, powleczonych tym słodkim nie-lukrem;
- ozdobiona pół-plasterkami pomarańczy... niekoniecznie kandyzowanej... raczej nie upieczonej... nie wiem... w każdym razie słodka i jadalna;
- udekorowana kawałkami kandyzowanych owoców - i to jest czad. Cukier w cukrze z cukrem;
- wewnątrz nadziana masą... którą określiłam po dłuższej analizie jako krem pomarańczowy... O czym zadecydował nie tyle smak, co lekko oranżowa barwa masy.

Żeby było ciekawiej ciasto ma w sobie element zabawy i życzeń noworocznych. Jeśli znacie baśń o Oślej Skórce to możecie skojarzyć - jedzenie ciasta to szansa na niespodziankę wetkniętą do środka przez piekarza.
Osoba, która w trakcie spożywania ciasta, trafi na kawałek z ukrytym wewnątrz królem, zyskuje szczęście i powodzenie w trakcie kolejnego roku. W naszym cieście znajdował się taki 1,5cm wysokości ceramiczny król... z wyglądu przypominający tego członka rodziny, który wylosował sobie pomyślność w nowym roku...
Aby było jeszcze zabawniej, w cieście ukryta jest fasola. Takie zwykłe ziarno. Typ Jaś. Wylosowanie kawałka ciasta z ukrytym ziarnem oznacza, że do właściciela fasoli należy uregulowanie należności za całe ciasto.
I przepraszam ja was bardzo...
Jako jedyna nie brałam udziału w procedurze wyboru ciasta i mam za nie płacić?
Za tego gluta słodkiego?
Noł-łej!



2 komentarze

  1. dzięki za recenzję.. u nas królował dziś omlet owsiany autorstwa Ł.D - był przepyszny ;) podobno daje dużo mocy, może niekoniecznie mi bo cały dzień spędziłam na kanapie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To kiedy wspólny rower, żeby spalić te kalorie mocy? ;-)
      Może jakaś porządna wyprawa "na dwie dętki"?
      Daj znać :-)

      Usuń

*