Dzień 49. Wietrznie

O 3 nad ranem obudziło mnie trzaśnięcie. Kolejne, jeszcze jedno. Biegałam po mieszkaniu nie mogąc zlokalizować źródła. Łup! Łazienka, sprawdziłam. Łup! Balkon na piętrze, zamknęłam okiennice zewnętrze pozwalając by silny podmuch znad morza przeniknął moją nie-piżamę. Łup! Znowu na dół. Łup! Sypialnia dzieci! Okno otwarte na oścież, lekka wilgoć wpada na szafkę pchana wiatrem. Zamknęłam okiennicę i okno. Łup! Kuchnia! I tu wiatr swym pędem wyrwał zatrzask sprawiając, że pomieszczenie wypełniało rześkie, nocne powietrze. Łup! Okiennica! Kuchenna okiennica...
Wiatr jeszcze nie ucichł, choć niedługo północ. Choć słońce za lekką chmurką, choć powietrze dość ciepłe, to silne podmuchy 'kazały' naciągać kaptury lub nakładać czapki.
 
Poza tym dzień dedykuję CKE... 



0 komentarze:

Prześlij komentarz

*