Wskazówki gonią jak opętane i tracisz pewność czy to wciąż czwartek, czy już piątek.
Tuż przed północą przeglądasz zdjęcia w telefonie i stwierdzasz, że do publikacji nadaje się jedno.
Puree z zielonego groszku.
Było pyszne.
Na tyle pyszne, że zeżarłam (tak, zeżarłam a nie zjadłam) nie tylko swoją ale i porcję Księcia-pana. Zła-żona, zła. Książę wraca po trudach kręcenia dwunożnie po górach, a tu puree w żołądku żarłocznej Księżnej.
Mreh!
Szybki dzień, za to wolny, spokojny popołudniowy bieg.
A jeszcze wolniejszy internet, który tak muli, że nie mogę dodać tego jednego, jedynego zdjęcia...
0 komentarze:
Prześlij komentarz